piątek, 10 sierpnia 2012

autorefleksja

witam

Olimpiada ma się ku końcowi i przychodzi czas rozliczeń. Nie będzie to jednak rozliczenie naszych sportowców i ich w większości nędznych osiągnięć. W sieci powstają już listy przebojów tych którzy koncertowo się zbłaźnili więc sprawa jest przejrzysta, jasna i nijak nie warta zachodu. I pomyśleć, że wystarczy lekko zmodyfikować ustrój i już wszystko wychodzi jak należy. Na przykład takie Węgry z 8 złotymi medalami zdecydowanie przodują wśród byłych demoludów i nie mają się czego wstydzić.
Widać to tak przeraźliwie boleśnie, że nawet promotorzy i naganiacze tej durnej przyśpiewki, że „nic się nie stało” zaczynają się powoli ze swojej głupoty wycofywać. Przyjdzie jeszcze czas, że śmiać się będziemy z występów celebrytów którzy za marne srebrniki w jednym zdaniu potrafią być fanatyczkami in vitro po czym produkt tegoż z dumą i radością wyskrobywać lub tych podstarzałych szansonistów i komików po zawodówkach, znawców dziedzin wszelakich a ostatnio też sportu i olimpizmu.
Brnę w temat poboczny a chciałem złożyć samokrytykę.
Zatem, ci wszyscy sportowcy którzy nie spełnili oczekiwań to jak to się kiedyś mówiło, leberko.
Prawdziwą plamę dałem ja bo to co wyprawiałem z grą przez czas trwania IO-2012 chyba mi się wcześniej nie przytrafiło. Spóźnione decyzje, lenistwo i jakiś taki ogólny marazm to ostatnie 20 dni mojej działalności.
Pamiętam, na krótko przed igrzyskami, spotkałem się z kumplem na piwie żeby ustalić dyscypliny i sposób nawalanki. Nie było generalnie różnic. Wychodziło nam, że trzeba grać dyscypliny w których przypadek nie rządzi i w których mamy jakie takie takie pojęcie czyli kolarską czasówkę (trzy pozycje), Williams w singlu i Williams w deblu, braci Bryanów, Bolta na 100 i 200 (bardziej na 200), Usa win i ewentualnie Kanadę (1-3) w kobiecą piłkę (na tym akurat szpilu sporo trafiliśmy swego czasu i jest to opisane na blogu) oraz tego Fajdka w trójce, jedynego którego liczyłem na pewny medal w naszej ekipie i jeszcze Usa w kosza na zwrot podatku.
I co się stało. Czekałem aż to wszystko można będzie połączyć. Jak dochodziło jedno, kończyło się drugie, w międzyczasie spadały kursy i generalnie większość szlag trafił .Potem mi już tylko ręce opadły a po Fajdku wziąłem się za butelkę. Suma summarum nie przegrałem za dużo ale przecież czas to pieniądz. A tego ubyło zbyt wiele.
Tak sobie myślę, że z perspektywy mojego pokoju, kompa w który stukam i grubości karmana ja sam jestem prawdziwą ofiarą losu.

pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Paweł )
    Wciąż czekam na twój debiut na meczu ;)
    Wiesz gdzie ...

    pzdr

    u_efa

    OdpowiedzUsuń
  2. no proszę nie opowiadać głupot, przeciez nie było az tak zle, nie jeden by pozazdroscił. Sam dzieki panu skorzytsalem na Hartingu i na Bolcie wtedy jak kurs był w miare. Więc prosze sie nei łamać. bedzie dzisaj nowa notka z typami np z angielskiej?:)

    OdpowiedzUsuń