witam
Mam chwile czasu żeby obejrzeć co przyniósł dzień i chociaż mi w zasadzie wszystko jedno to jednak nie mogę powstrzymać się od komentarza.
Puszczone w przelocie rozpisy 6/13 zaczęły się jak zwykle wzorowo.
Dwa mecze z Japonii i jeden z Korei zakończyły się przykładnie remisami i można powiedzieć, że już byłem w ogródku....
Czwarty w kolejności był finał setki w Pekinie. Dla mnie "czapka"
Amerykanin (2,00) trzymał wszystkie karty w ręku i nie miał prawa przegrać. Do 90 metra.
Prowadził o kawał kiedy nagle się dziwnie usztywnił i oddał jak frajer mistrzostwo świata. O 0,01 sekundy.
I się zaczęło.
Na dwa mecze brazylijskie jeden wszedł i owszem ale Joinville zażyczył sobie samobója w 91 minucie.
Obsrał się Honduras, jakiś pojedynek afrykański, zawiodła jak zwykle trzecia Argentyna. W przedziwnych okolicznościach...
Niewiele pomógł Casey (1-5 kurs 2,50) który zmieścił się lekko w piątce turnieju golfowego, bo przecież zwrot z zagrania to nie jest to o co walczą tygrysy...
Ok, ponarzekałem jak zwykle że sporo nie przybyło, ale co mają powiedzieć ci którzy stawiali na Lecha i Legię.
O Vuelcie już rano. Przerzucam się póki co na oglądanie wyścigów w Emerald Downs.
PiS: 11'40"
Kolarzom na razie się przyglądam. Wczoraj ich nie grałem i całe szczęście, ponieważ forma zbyt wielu jest przedziwnie zagadkowa. Straty faworytów, w tym niestety Majki na całkiem mizernej górce, poprzewracały wszystkie dotychczasowe analizy i przemyślenia.
cdn
pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz