czwartek, 8 maja 2014

Omerta

witam

Niespodzianki są oczywiście nieodłączną treścią życia. Ale mam wrażenie, że w ostatnim okresie, szczególnie w rozgrywkach piłkarskich, sensacja goni sensację w dużo częstszym wymiarze niż to normalnie bywało. Wczoraj Real Madryt i PSG a od ostatniej soboty Manchester Utd, Barcelona, Chelsea, Atletico Madryt, jeszcze raz Real, Liverpool żeby wymienić tylko grubsze historie. Zauważyłem, że inne kraje uznawane dotąd za dość bezpieczne w te klocki również przystąpiły do niewątpliwie niecnego procederu.bo inaczej tego nazwać przecież nie można. Porażki (także remisy) wielkich faworytów są bowiem często niczym nie uzasadnione bo różnica klasy w rywalizacji to jak podwodna walka rekina ludojada versus homo sapiens z której człowiek tylko od święta wychodzi z tarczą. Fakt, że ów rekin nie trafił jeszcze na Władimira Władimirowicza. :)
Patrząc z innej strony to zrównoważony kurs 20,00 powinien statystycznie wchodzić 5 razy na sto pojedynków. Tak chyba nie jest a statystykę utrzymują fuksy mniejszego sortu od 4,00 do 8,00 za postawioną stawkę.
Takie sobie myśli przychodzą mi do głowy kiedy w ramach odnowy biologicznej wędruję na piechotę na bazarek przy Hali Mirowskiej żeby zaopatrzyć się w kawę, zieleninę i świeże ciasteczka.
A czemu właściwie dręczą mnie takie tematy skoro praktycznie nie grywam ani kursów do 1,20 ani tych mocno podejrzanych imho drużyn. Ano dlatego, że codziennie trzeba mieć w zanadrzu nieprzemakalną "czapkę" aby móc ją ewentualnie dostawić do kuponu wymagającego trzech kombinacji.
I jedynym rozsądnym krokiem w tym kierunku jest już tylko (mocny faworyt strzeli bramkę, zwykle z notowaniem 1,01)
No dobrze, a co z tytułową zmową milczenia. Otóż myślę sobie, że większość kontrolowanych w sporcie przypadków to taki "złoty bursztyn" w wydaniu światowym w którym bukmacher jest pośrednikiem przelewu kapitału (z zyskiem, powiedzmy 20%) z kieszeni marzycieli do sakw grubych cwaniaków....

pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz