środa, 30 marca 2011

Urodzony w niedzielę (2)

Wojsko
Broniłem się do 24-go roku życia a ówczesny ustawowo - obowiązkowy pobór to 24 lata i koniec roku kalendarzowego. Zgarnęli mnie w październiku tuż przed terminem. Właściwie to mogłem się jeszcze wymigać ale jakoś tak wyszło. Już drugiego dnia cały ten rejwach przestał mi się podobać i zapisałem się do lekarza przez co ominęły mnie te wszystkie idiotyczne poranne ćwiczenia. Przydział dostałem zgodnie z wolą - na pisarza, i faktycznie siedziałem w „gabinecie” tak zwanego dziadka. Tylko kilka dni, do kiedy wpadły do nas jakieś mocne szarże z rozkazem wytyczenia marszruty według odręcznych gryzmołów. Na mapach sztabowych które miały służyć w manewrach. Miał to robić ten mój dziadek ale, że to ja miałem idąc w kamasze mocną styczność z kartografią, to im to machnąłem. I zostałem pisarzem batalionu z gabinetem poza kompanią.
Jaki to był przywilej może wiedzieć tylko ten kto w wojsku był.
Cały towar z odwiedzin żołnierzy którego nie można było wnieść na kwatery szedł przez batalionowe biurko i całkiem pijane było te moje „kocie” życie.
Obowiązków to ja tam wielkich nie miałem, ale co bym nie robił to schodziło się zawsze do 22-giej z minutami, żeby na kompanię wracać już po ciszy nocnej czyli tych wszystkich pucowaniach korytarzy i lotach po lamperii. To groziło codziennie ponieważ dowódcy poszczególnych drużyn to nie były aniołki co to ich do rany przyłóż.
Jednym z zadań które pamiętam to napisanie przedświątecznych przemówień do wojska, dla chyba dwóch trepów. Napisanie to może mocno powiedziane. Był taki film z Kobielą który toćka w toćkę oddaje tę sytuację.
Dostałem jakąś starą propagandową książeczkę z zakreślonymi tematami i fragmentami tekstu i miałem to odpowiednio ubrać w słowa.
No tak, tyle, że ja przed pójściem do wojska byłem już, co prawda bardzo co nieco, związany z „Ruchem” i nieco bardziej ze środowiskiem WiP, więc finalnie ten mój patriotyczny w wymowie a propagandowy w treści tekst wylądował w koszu.
Tych moich politycznych zagrywek było zresztą znacznie więcej ale to materiał na inny temat....
Zwłaszcza, że cała rzecz miała miejsce na pół roku przed "Sierpniem 80".
Tak więc awans, choć tylko społeczny, był błyskawiczny i pewnie zostałbym wkrótce generałem gdyby.....
Zadbałem też o odpowiedni image.

Teraz to może nic wielkiego ale w tamtych czasach było w armii tylko dwóch odmieńców :)
Cała unitarka to był również czas rozjazdów po Polsce. Włóczyłem się po różnych komisjach lekarskich a że przepustki były zwykle trzydniowe to gościłem częściej w domu niż na prawdziwego kota przystało.
I zostałbym pewnie tym generałem tyle, że wojsko wypluło mnie po „Sylwestrze” w dwa miesiące po wcieleniu. Stwierdzono komisyjnie, że się nie nadaję.
Po prostu – urodzony w niedzielę.
 
pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Niezły kozak z Ciebie Paweł)
    I pióro masz niezgorsze (tak jak i typy), bardzo fajno się czyta

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki uefa :)
    Kozak to pewnie nie, bardziej luzak
    A z typami to ostatnio raczej słabo, ale obiecuję, że to się zmieni na lepsze.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń