witam
Nie wiem na pewno ale podejrzewam, że każdy człowiek ma pamięć skrajnie wybiórczą. Sam z dawnych i pradawnych lat widzę tylko niewielkie odpryski zdarzeń ale twarzy (zwłaszcza moich czarujących koleżanek), kontekstu danego przypadku i bliższych szczegółów nie udaje mi się wskrzesić. Lecz bywają też przeżycia wiekopomne które z dokładnością szwajcarskiego zegarka mogę odświeżać sekunda po sekundzie. Pięćdziesiąt lat temu na skutek okoliczności których nie warto wspominać przeszedłem prawdopodobnie przez śmierć kliniczną. Leżałem w nocy w ciemnej kuchni a przez ściany, poprzez okno z zasłonami, potężny snop jasnego jak słońce światła wciągał mnie do wewnątrz. I wyglądało to tak jakby tych ścian, okien i nocnego nieba kompletnie nie było tylko ja z tą tajemniczą jasnością sam na sam. Broniłem się z całych sił i rano obudziłem się w kuchni na podłodze.
Psycholog, psychiatra czy tam inny specjalista powiedziałby pewnie, że to jakieś mózgowe, łatwe do wytłumaczenia procesy ale ja wiem swoje.
Wczoraj wydarzyła mi się kolejna historia którą zapamiętam do końca dni.
Zaczęło się niewinnie. Zatkał mi się zlew w kuchni więc rutynowo potraktowałem go przepychaczem. Nic to nie dało zatem rozmontowałem syfon i całą tę armaturę którą dokładnie wyczyściłem. I znowu nic. W kolejnym etapie zaaplikowałem rurom standardową, trzymetrową sprężynę która śmiało powinna dostać się do kanalizacji głównej ale pomimo kilkukrotnego jej przeciągnięcia woda nadal stała niewzruszona. Zadzwoniłem więc do kolegi hydraulika który przyjechał ze specjalistycznym sprzętem, monstrualną, elektryczną maszyną ze sprężyną trzy razy grubszą od mojej. Po paru próbach udrożnienia przewodów całe to ustrojstwo zablokowało się na trójniku jakieś dwa metry od wejścia i nie dało się ruszyć ani do przodu ani do tyłu. Przez niemal godzinę kumpel klęczał pod zlewem i całą siłą mięśni podejmował próby wyciągnięcia tej francy na zewnątrz. W przypadku niepowodzenia groził mi niezły remont z rozbijaniem ścian i części podłogi. I wtedy stanąłem za kolegą, złożyłem ręce jak do modlitwy i poprosiłem. "Panie Boże, niech to się odblokuje". Na "je", na ostatnią zgłoskę puściło i woda leci już jak ta lala. Jutro idę do kościoła podziękować bo choć psycholog, psychiatra czy inny hydraulik powie, że to przypadek, ja wiem swoje.
W hazardzie dalej nieszczególnie ale przegrywam z zysków więc jest jeszcze spory zapas na przełamanie niefartu. Dzisiaj na chwałę opisanego powyżej przypadku postawiłem między innymi kupon 6/16 (8008 kombinacji) na którym ewentualne wypłaty to już nie parę ale kilkadziesiąt tysięcy.
Norweżka Helgo, ta która pokonała Falkowską w 1 rundzie dostała się do finału WTA25 w Estonii. Nie ma Weronika szczęścia do losowań.
A WTA Finals, Świątek v Sabalenka w półfinale. Będzie trudno ale jestem dobrej myśli....
Niepokonany Flightline...
https://www.youtube.com/watch?v=Zeo9N0RH-fg
cdn
pozdrawiam