witam
Przez trzy dni, w temacie meczu Polska versus Meksyk przeszedłem doniosłą w skutkach metamorfozę. Wiadomym było od początku, że Meksyku nie zagram. Wolałbym nie postawić nic niż na MŚ grać przeciwko swoim. Cóż więc pozostało w sytuacji kiedy oferta bukmacherów jest skromna a mnie "lekarz zapisał wchłanianie hazardowej adrenaliny". Pojechać na procentach...:)
Za 3-1 dla Polski firma płaci 40:1 i to jest ogólnie rzecz biorąc około 2% szansy (z marżą). Ale pragnąc i wierząc, że Polska wygra pojedynek to już według mojej oceny nawet około 12% (3-1), a że wygra dokładnie dwoma bramkami bo czemu kurde nie, to tych procent urasta co nie miara. Praktycznie zostaje 2-0 i 3-1 bo 4-2 to chyba abstrakt. I kiedy jakiś milusiński za niemal czterdziestoprocentową możliwość (2-0 stoi mocniej) płaci mi 40:1 to ja nie mam wyjścia.
Ale to sobie wykoncypowałem, nieprawdaż....
Jako ubezpieczenie wziąłem Polskę (-1,5) z notowaniem 7,50, wyjąłem wcześniej zakupiony na tę okazje koniaczek i od 17'00" do 18'58" będę odbierał oklaski.
Kiedy wygramy tylko jedną bramką będę się bliźniaczo cieszył ale hazard to hazard. Ma swoją dynamikę a dokładając procenty....kończy się wszystko jak na powyższych hockach-klockach.
A po meczu, tak około 22'00" zawsze pozostaje perspektywa 20 baniek w "lotto". Numerki skreślę jak zwykle "kozackie" więc maszyna losująca musi się diabelsko postarać, żeby mnie ograć....:)
Skąd ten nieokiełznany optymizm ?
Czytałem ostatnio artykuł, że po przebudzeniu i jeszcze przed kawą należy "wrzucić na ruszt" łyżeczkę sypkiej czekolady. Zastosowałem i ...działa.
cdn
pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz