środa, 11 stycznia 2012

Bet

witam

Początek historii, tej historii, rozpoczął się 30 stycznia 1955 roku o godzinie 19'20”.
Akuszerka pędziła zaśnieżoną ulicą Kraszewskiego w Warszawie żeby zdążyć odebrać nową duszyczkę która starała się wydostać na ten wspaniały świat. Na wielkim, rodzinnym stole, jak Pan Bóg przykazał, dostałem oto pierwszego klapsa. I się zaczęło.....
W szpitalu, w tamtych nieciekawych czasach rodzenie było sporym ryzykiem. Dlatego moja mamuśka tak uparła się na ten dom. W skali całej Polski tysiące małych mogiłek tworzy dziś całe alejki cmentarne 1953 i 1954 roku.
Skutki tej systemowej akcji znam doskonale z rodzinnych opowiadań i rodzinnej tragedii, natomiast przyczyną był zapewne jakiś akademik, powiedzmy Szczepionkow, który na żywych organizmach bawił się w dr Mengele.
Komuna, no cóż, taka właśnie była i dobrze, że jej już coraz mniej. Choć trzeba się mieć na baczności bo wahadło w widoczny sposób właśnie powraca na swoje niezbyt chlubne miejsce.
Ale co by nie mówić były też przyjemniejsze obszary systemu. Później napiszę o corocznych koloniach i zimowiskach, o wczasach FWP ale tutaj chciałbym się zająć niespotykanym w dzisiejszych czasach zespoleniem rodziny. Właściwie uczciwie będzie powiedzieć, że tylko u mnie, no może z bliskich obserwacji tylko w Warszawie - relacje rodzinne uległy teraz dramatycznemu rozpadowi.
Nie przesadzę kiedy napiszę, że w tamtych czasach spotkania rodzinne w dużym, kilkunastoosobowym gronie odbywały się kilkakrotnie w miesiącu. I po tych całych obchodach, uroczystościach czy tam po prostu zwyczajnych wizytach, po tym całym żarciu i lekkim czasem popiciu, stół, ten mój rodzony stół nagle pustoszał i zaczynał się bet.
Bet to była jedyna gra w którą nigdy nie przegrałem. Jako pięcio, no może sześciolatek szybko opanowałem zasady i już wiedziałem za kim się przy grze ustawić. Jak dziadek dostał „trąfowego” asa warto było stanąć za nim, jak któraś z ciotek dostała atutową damę z królem trzeba było być tam. Prosta gra, proste zasady i zawsze coś skapnęło „na loda”.
Tak sobie myślę, że ten bet, na co wskazuje też nazwa gry, mógł być praprzyczyną wpadnięcia w mój późniejszy hazard. W końcu jak coś przynosi stały zysk tak małym nakładem sił to trudno tym pogardzić.
Karty i trochę szachy rządziły tak w ogóle moim dzieciństwem. To oczywiście nie tak, że w rodzinie stale się w coś grało ale kiedy już tak, to budziło to u mnie niespotykane zainteresowanie.
Z brydżem, którego zasady także w mig załapałem zetknąłem się po raz pierwszy na wczasach FWP które jako maluch spędzałem z rodzicami w Rożnowie nad Jeziorem Rożnowskim. Cóż to były za czasy kiedy dopingowało się ojca z poziomu blatu stolika a po zakończeniu tych kilkunastu roberków szlo się z nim na molo zapuścić żyłki na poranne węgorze.
Ten brydż przez wiele lat dawał mi potem ogromne przyjemności w rozgrywanych turniejach a w zawodach geodezyjnych przez całe 10 lat przynosił profity i różne niezasłużone fory.
cdn
 
PiS: 12'15"
W zawodach biathlonowych kobiet (bieg indywidualny 15km) w Nowym Mieście
Pałka v Cyl 1 1,65 (Zwrot, Cyl nie wystartowała)
Zajceva v Kuzmina 1 1,45
ako 2,39

pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz