witam
Wygrzebałem kolejny kajet sprzed lat i coś co mnie kiedyś doprowadzało do szewskiej pasji a co jest pewnie aktualne po wsze czasy wyraziłem dosadnym językiem. Opisuję kolaboranckie postawy moich znajomych we wczesnych latach 90-tych, kiedy po wyborach ludzie bez kręgosłupa moralnego rozpierzchli się na różne polityczne kierunki których "Solidarność" nie tolerowała. To dotyczyło też wielu wydawałoby się sprawdzonych redaktorów, celebrytów i przedstawicieli wyższej warstwy społecznej. W roku 2006/2007 kiedy wiersz powstał miałem podobne odczucia.
Sam
już nie wiem kto pierwszy, Orwell czy Piłsudski
napiętnował przed laty pewien defekt ludzki.
Z
ich słów jedno wynika. W swojskim bydłostanie
raz
się skurwisz i kurwą na zawsze zostaniesz.
Wciąż
przechodzą ochoczo swoi w szranki wroga
modląc
się jak najęci do nowego Boga.
I
machają ogonkiem gdy z obłudną miną
przyszło szczekać im w chórze z rządzącą drużyną.
Będą
służyć jak kundle kość przynosząc w pysku
tym
co się okopali jak w starym zamczysku.
Przesiąkniętym zgnilizną, wspartym bandą trolli,
wierzącym,
że ich nigdy nikt nie wypierdoli.
Tak
marzą trwać fałszywcy z tyranem pospołu
dopóki
ktoś silniejszy nie wywróci stołu.
A wtedy się ponownie wypełni maksyma
i
kolejnych naiwnych barachło wydyma.
Jak
istnieć w takim świecie kiedy polityka
sprawia,
że w pewnych kręgach uczciwość zanika.
Badam kilka przypadków myśląc o Darwinie.
Czy
potrafiłby z małpy, ludzką stworzyć świnię ?
cdn
pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz