czwartek, 19 listopada 2015

Z kopyta

witam

Zaczęło się jak u Hitchcocka. Od szarpnięcia cugli na wielu polach. Z dnia na dzień ofensywa będzie narastać po czym wszystko się uspokoi i Polska zacznie nareszcie funkcjonować jak należy.
Tak więc jedziemy z tym koksem. Śmiało, odważnie i bez zawahania.
Wszystkie ruchy wydają się być jak na razie perfekcyjnie przemyślane a niektórych co muszę ze wstydem przyznać, sam bym nie wymyślił.
Kumpel poradził sobie z bajpasami, czuje się znakomicie i to jest kolejny dobry omen.
Gorzej z moimi sprawami które wobec powyższego są błahostką ale męczą mnie każdego poranka. Lista jest długa, cały czas się rozciąga i zaczynam załamywać ręce.
W hazardzie nie ma co grać. Doszło do tego, że zacząłem oglądać ofertę Totolotka na wyścigi konne w Anglii. W zasadzie całe życie wyspy omijałem w tym temacie szerokim łukiem a obserwując graczy i ich wątpliwe sukcesy jeszcze w Betako, ten mój pogląd istotnie się umacniał. Jednakże ze względu na pewne okoliczności, kto wie czy próba zmierzenia się z końskim losem nie będzie konieczna. Sęk tylko w tym, że nie da się grać wyścigów przez internet a siedzenie w punkcie na Wspólnej przez pół dnia trochę mnie przeraża.

Result: 01'01"
Los jest niezwykle przewrotny i potrafi zmusić serce do szybszego bicia.
Pozwoliłem sobie zacząć krótkie warianty od remisu w argentyńskim play-off
Instituto v Patronato
w którym to meczu w 93 (1-0) minucie kląłem w żywy kamień a w 97 (1-1) odzyskałem wiarę w dziejową sprawiedliwość...)

cdn
pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz