witam
Nie wiem czy też tak macie ale u mnie to reguła. Sterowanie snem.
Zastanawiające, czym tak w ogóle są te sny. Czy jakąś retrospekcją czy może jakimś równoległym bytem czy może zwyczajnie wyobraźnią.
Złamanego grosza nie postawiłbym na którąś z tych opcji ponieważ zwyczajnie nie wiem w co się tutaj gra. Ale faktem jest, że sny lubię, zwłaszcza sny kolorowe i kładąc się do łóżka próbuje je sobie wybierać.
Wczoraj nie było zbyt ciekawych wyścigów na amerykańskich torach a wstać musiałem dopiero koło dziewiątej żeby wybrać się na bazarek po miesięczną dawkę tanich używek, więc spać poszedłem już koło północy. Jak na mnie to bardzo wcześnie.
I wybrałem sobie senne horrory.
Otóż tak się bardzo często zdarza, że usypiając na prawym boku spotka mnie taka właśnie senna przygoda. Mroczna i budząca grozę.
Obudziłem się o trzeciej. Skończył się właśnie pierwszy rozdział, taki standardowy, który przytrafia mi się bardzo często i powraca z uporem. Nie wiem skąd wracam, ale zagubiony w jakimś obcym mi mieście a może tylko w nieznanej mi warszawskiej okolicy, szukam taksówki żeby wrócić do domu. Mam złe przeczucia.
Nikt mi nie chce zrobić grzeczności i podrzucić choć kawałek, żeby wyrwać się z tego ponurego miejsca. Błądzę.
Trafiam w końcu do jakiegoś domu na którym wisi niebieska tabliczka z nazwą ulicy. Tego ważnego szczegółu jednak nie zapisałem a jak wiadomo sny są niesamowicie ulotne i do następnego „widzenia” nie ma szans żebym to sobie przypomniał.
Trafiam więc do tego domu gdzie kilkuosobowa rodzina obiecuje mi pomóc. Dwaj mężczyźni wychodzą żeby wrócić po chwili w dziwnych, ortalionowych chyba ubraniach które owijają całe ich sylwetki tak, że widać tylko oczy. Wloką za sobą bandę oprychów którzy w jakiś koszmarny sposób wyciągają ręce i próbują mnie złapać. Źle to wygląda. I wtedy się budzę.
Papieros, banan, kefir, i krótkie zastanowienie. Czemu znowu to samo i tak samo.
Po pół godzinie znowu śpię. Gdzieś tak do szóstej.
Tym razem cała rzecz zaczyna się już później a może po prostu początek umknął mi z pamięci.
Wchodzę do bramy mojego domu gdzie chyba mocno musiało napadać i skuło to napadane mocnym lodem, a w tym lodzie, pod jej przezroczystą, grubą taflą widzę dwie krzyczące do mnie, młode, dziewczęce twarze. Biegnę gdzieś do dozorcy, żeby zdobyć jakiś kilof, jakiś przyrząd, którym mógłbym skruszyć ten lód i znowu się budzę.
W trzeciej odsłonie trafiam do siebie. Tym razem wiem chociaż skąd wracam.
Na pewnym ważnym, aczkolwiek bardzo luźnym przyjęciu, pośród znanych medialnie osób z których kilka twarzy nawet pamiętam tak jakby to był realny świat, gaworzę sobie o biznesie i innych takich pierdołach. I wracam właśnie stamtąd.
A w domu, mój cioteczny brat urządza remont. Skąd właśnie on do cholery. Nie było go u mnie przecież już z parę lat. A tu porozbijane kafelki w łazience i wc, te rurki przewodów wodociągowych i odpływowych w proszku. Wszystko wisi jak na psie. Widać, że zaraz to wszystko się rozwali jak nic. W dodatku ściany pomalowane do połowy na kolor który wzbudza tylko politowanie. Istny horror.
Po co ja to wszystko piszę.
Zastanowiło mnie, że zawsze, niezmiennie i z uporem maniaka wracam za wszelką cenę do domu.
I pomyślałem sobie, że „może to przeznaczenie zapisane w gwiazdach”
Czego wszystkim życzę.
http://www.youtube.com/watch?v=4ZcDqd9wuvs&feature=related
pozdrawiam
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz