środa, 13 czerwca 2012

Nadzieja umiera ostatnia

witam

Wczorajszy dzień zaczął się od porażki. Obudziłem się z potwornym bólem dziąsła. Jakiś pypeć czy inna cholera postanowiła mnie zaatakować akurat w dniu na który normalny, wiekowy kibic czeka całe swoje życie. No może w moim przypadku aż tak to nie wygląda. W końcu przeżyłem i widziałem na własne oczy i olimpijskie złoto (tam Rosjan puknęliśmy 2-1) i mistrzostwa świata Górskiego, Gmocha i Piechniczka.
Ale to jednak nie to samo. To święto które odbywa się tu i teraz ma jednak inny wymiar bo jesteśmy jego wspaniałymi organizatorami.
Pierwszy mecz z Grecją nieźle mnie podłamał. I przecież nie będę się oszukiwał, że na wiele już po nim nie liczyłem. Co prawda, nieśmiało próbowałem się przekonywać że to turniej i najlepsze drużyny rozkręcają się w jego trakcie, żeby szczyt formy osiągnąć dopiero w finale. Tak bywało w historii wielokrotnie. Ale te myśli były bardzo nieśmiałe, bardzo.
Po wczorajszym meczu z Rosją (1-1) wszystko odwróciło się o 180 stopni. Teraz jestem już hurra optymistą :) i wierzę że nasza przygoda skończy się w Kijowie...
Mecz ćwierćfinałowy skojarzy ze sobą konkurentów z Wrocławia (16.06) i Lwowa (17.06). Co łączy te miasta wyśpiewał dawno temu Roman Kołakowski:
http://www.youtube.com/watch?v=lhHCvlrEi8Y&feature=related

pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz